Pracując jako magazynier w rzeszowskiej hurtowni materiałów spożywczych, nie raz do zakresu moich obowiązków dochodziły okazjonalne wyjazdy w teren z towarem zamówionym przez okoliczne sklepy, sklepiki i bazary. Podczas jednego z takich wyjazdów, przez zupełny przypadek poznałem swoją żonę, która robiła zakupy w jednym z punktów dostawy.
Nasza znajomość rozpoczęła się dość niefortunnie, bowiem przepychając z towarem do lady sklepowej, z wózka, na którym przewoziłem soki, spadła jedna szklana butelka, rozprysła się na milion kawałków a swoją zawartością ochlapała stojącą najbliżej osobę, czyli moją przyszłą żonę. Momentalnie zrobiło mi się bardzo głupio, zacząłem przepraszać ochlapaną kobietę i wycierać jej nogi chusteczką wyjętą z kieszeni spodni roboczych. Asia tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że nic nie szkodzi, bo i tak tych spodni nie lubiła. Jako, że w tym dniu pracy był to mój ostatni punkt dostawy, w ramach przeprosin zaprosiłem Asię na kawę. Podejrzewam, że musieliśmy tworzyć ciekawą parę – ona ochlapana sokiem marchewkowym, a ja w moim służbowym uniformie, magazynier Rzeszów.
Mimo niefortunnego początku naszej znajomości okazało się, że bardzo dobrze się nam rozmawia, mamy wiele wspólnych tematów i zainteresowań. Zaczęliśmy od kawy, później przyszło kino, kolacja, zaręczyny, ślub i bliźniaki. Pracy magazyniera zawdzięczam naprawdę wiele!