Jest u nas w Polsce pewne przysłowie, które idealnie opisuje sytuację, w której znalazłem się przed dwoma laty podejmując pracę jako magazynier w jednym z rybnickich magazynów. Praca magazyniera natenczas wydawała mi się pracą idealną – spokojną, nie generującą żadnych kłopotliwych sytuacji, niewymagająca posiadania żadnego konkretnego kierunku studiów czy płynnej znajomości języka angielskiego. Do tego dawała całkiem przyzwoite wynagrodzenie, dzięki czemu jej zdobycie wydawało mi się urzeczywistnieniem moich zawodowych marzeń.
Jak mylne było moje wrażenie co do pracy w charakterze magazyniera okazało się już po pierwszych dwóch tygodniach pracy, magazynier Rybnik. Codzienny nawał obowiązków, ciągłe przenoszenie i ustawianie ciężkich kartonów oraz monotonność wykonywanych czynności sprawiły, że mój zapał do pracy nieco ostygł, a na jego miejscu pojawiły się czyste znudzenie i przyzwyczajenie.
Nie raz złapałem się na tym, że przyjmując lub wydając towar nie myślę o tym, co robię, czego bardzo negatywne skutki odczułem pod koniec pierwszego miesiąca zatrudnienia. Robiąc miesięczne podsumowanie zysków i strat wraz z ilością zakupionych i wydanych towarów okazało się, że w bilansie brakuje blisko pięciu tysięcy złotych za dostawę proszków do prania. Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji okazało się, że za odbiór proszków byłem odpowiedzialny ja. Pieniądze zostały stracone, a proszków ani na sklepie, ani w magazynie nie było. Jako, że magazynier jest odpowiedzialny za to, co przyjmuje, zostałem pociągnięty do odpowiedzialności finansowej. Nauczka była o tyle gorzka, że zgubione 5 tysięcy złotych musiałem oddać natychmiast, co wiązało się z wzięciem kredytu w banku. Odsetki spłacam po dziś dzień.